Znowu się obudziłam, Maksa już nie było. Poczułam się na
tyle dobrze żeby wstać . Podeszłam do lustra które było postawione po lewej
stronie kominka. Gdy tylko do niego podeszłam krzyknęłam. Rozczochrany blondyn
jak burza wparował do pokoju.
-Nic ci nie jest? -zapytał.
-Chyba jest. Mam problemy ze wzrokiem.
-Tak, dlaczego tak uważasz?
-Bo ja tak nie wyglądam! Nie mam czarnych włosów, morskich
oczu, prostego nosa i nie jestem szczupła!
Chłopak uśmiechnął się i zamyślił. Zapewne nie wspominałam o
moim wyglądzie. Kolor moich włosów był nie do określenia, zależał od tego jak
padało światło, oczy miałam piwne, nos wyglądał jakby był złamany, na twarzy
miałam piegi i nie należałam do najszczuplejszych, a tu co? Stanę przed lustrem
i Bumm! Nagle jestem piękna i
szczupła.
-Rzeczywiście nie wyglądałaś tak. -posłał w moją stronę
jeszcze większy olśniewający uśmiech. -A jednak teraz tak wyglądasz.
-Zechcesz mnie oświecić w jaki sposób?
-Jak tylko wylądowaliście Chejron od razu mnie wezwał.
Mówił, że oberwałaś od mantikory, którą zabiłaś. Zrobiłem co w mojej mocy żeby
cie wyleczyć ale ten jad, w który te cholerne bestie wyposażyły się ostatnio
jest ciężki do usunięcia. Dzięki bogom nasz cztero-kopytny mentor wpadł na
pomysł żeby zanurzyć cię w morzu. Jak cię wyciągnęliśmy wyglądałaś już tak.
-Czekaj, czyli mnie okłamałeś?
-W jakim sensie? -byłam zaskoczona zdziwieniem w jego
głosie.
-Tym, że to ty uratowałeś mi życie.
Lekko się zaczerwienił. Już otwierał usta żeby coś
powiedzieć ale do pokoju wszedł Chejron a za nim jakiś mężczyzna, gdybym
spotkała go na ulicy ominęłabym go szerokim łukiem. Był niskiego wzrostu około
metra sześćdziesięciu, miał okrągłą twarz z czerwonym nosem, jakby wypił za
dużo. Spod koszuli w panterę wystawał duży brzuch.
-Widzę, że nasza pogromczyni mantikor się obudziła -mówiąc
to Chejron się uśmiechnął, po czym wskazał na mężczyznę -To jest nasz kierownik
obozu Pan...
-Dionizos -powiedziałam. Pan wina skrzywił się.
-Pan D. -powiedział.
-Może pije pan jeszcze dietetyczną cole? -zaraz pożałowałam
tych słów, popatrzył na mnie z urażoną miną jednak ona zaraz przerodziła się w
złość.
-To jest Maks -powiedział szybko centaur. -Zapewne zdążyłaś
go poznać.
-Tak -bogom niech będą dzięki za zmianę tematu.
-Nowa para kochanków w Obozie? -odparł z udawaną słodkością
w głosie Pan D.
Maks zrobił się czerwony na twarzy i popatrzył na mnie
wzrokiem wyrażającym jedno "litości...". Moja twarz zapewne nie
wyglądała lepiej. Czułam dwa piekące rumieńce. Spojrzałam na nowego przyjaciela
chcą zapytać "on tak zawsze?" ten tylko nieznacznie przytaknął.
Cudownie! Jednak Dionizos to skończony idiota.
-Wyjaśnimy kilka spraw, a później pan Chase oprowadzi cię po
obozie, o ile się zgodzi.
-Chejronie nie czekałbym tyle godzin gdybym nie chciał jej
oprowadzić.
Powoli jego twarz wracała do naturalnego koloru, moja chyba
też.
-Dopóki twój boski rodzic cię nie uzna, zamieszkasz w domku
Hermesa -zaczął Chejron.
-Wszystkie twoje rzeczy trzymaj przy sobie i ustaw najlepiej
drut kolczasty -dodał z uśmiechem Maks.
-Odrobina ostrożności nie zaszkodzi -zaśmiał się Chejron.
Rozmawialiśmy chyba trzydzieści minut. Dowiedziałam się tego
co chyba najważniejsze. Dwa razy w tygodniu rozgrywana jest bitwa o sztandar,
zapowiada się ciekawie. W Obozie jest trzynaście domków dla dwunastu
olimpijczyków i Hadesa. Razem z Maksem wyszłam z dużego domu. Był to budynek z
werandą, miał piwnice, parter i strych. Z zewnątrz był pomalowany na niebiesko.
Dopiero teraz uderzył mnie zapach truskawek i malin, mniam... W powietrzu dało wyczuć się coś jeszcze, morze. Ten zapach
działał na mnie kojąco. Nigdy nie miałam możliwości wyjazdu nad morze, mama
sprytnie się od tego wymigiwała. Zawsze sądziłam, że do sprawa pieniędzy, ale
po rozmowie zrozumiałam, że nie chodziło tylko o to. Gdybym pojechała nad morze
potwory szybciej mogłyby mnie wyczuć. Przechadzałam się razem z Maksem po
obozie wysłuchując różnych ciekawostek i żartów, po niektórych dostawał w nogę
albo rękę. Poczułam, że przy tym chłopaku mogę zachowywać się swobodnie i mogę
mu zaufać. Doszliśmy do wielkiej sosny przy łuku, który jest wejściem do obozu.
-To sosna Thali -jego głos spoważniał, wzrok się nachmurzył.
-Thali córki Zeusa,
która zginęła w obronie przyjaciół? -zapytałam.
-Nie do końca. Thalia rzeczywiście zginęła w obronie
przyjaciół i była córką Zeusa. Nie zabił jej cyklop ani żaden inny potwór.
-Tylko?
-Hera. Zazdrosna stara wiedźma. Myśli, że może mieć Zeusa
tylko dla siebie, ale ona jest naiwna.
Przytaknęłam głową. Niecałe pięć sekund po jego słowach z
nieba zleciało pawie pióro i upadło między nas. To nie był chyba dobry znak,
tym bardziej znak od Hery. Maks wypowiedział kilka przekleństw po staro grecku
po czym zwrócił się w moją stronę.
-Przepraszam za mój język -po czym lekko się zarumienił.
-Nie przejmuj się -uśmiechnęłam się rozbawiona - klnę dużo
gorzej.
-Podoba mi się to -uśmiechnął się szeroko - nie jesteś jak
te od Afrodyty, panie miss świata, piękności i kultury.
Po czym oboje śmiejąc się schodziliśmy po zboczu w
kierunku plaży zostawiając daleko za sobą pawie pióro.
-Nie podoba mi się ten "prezent" od pani niebios
-powiedziałam będąc przy domku Aresa, z którego dobiegały dziesiątki
przekleństw, rozkazów i krzyków.
-Mi też, te jej pawie pióra nigdy niczego dobrego nie
przynoszą.
Usiedliśmy na mokrym piasku, wpatrywałam się w horyzont.
-W domkach Hadesa, Zeusa, Posejdona, Hery Artermidy nikt nie
mieszka. -powiedział.
-Domek Hery jest honorowy prawda? -przytaknął.
Słońce chyliło się ku zachodowi. Niebo zrobiło się
różowo-pomarańczowe, piękny widok.
-Zanim będzie ognisko przedstawię cię twoim tymczasowym współlokatorom.
Wstał otrzepując spodnie z piasku i podał mi rękę. Wstałam. Dopiero
teraz dostrzegłam rzemyk, a na nim trzy paciorki.
-Jesteś trzy lata w Obozie?
-Tak, dokładnie wczoraj minął trzeci rok. Teraz chodź,
ognisko za niecałą godzinę a ty nie znasz naszych obozowych błaznów. -jego
twarz ozdobił wielki, szczery uśmiech.
Pomaszerowaliśmy do domku numer jedenaście. Jest chyba najstarszym i najbardziej zużytym
domkiem w Obozie. Mieszkają tu nie tylko dzieci Hermesa, ale także nie uznani
herosi lub dzieci pomniejszych bogów. Domek zawsze jest pełen, a teraz trafiam
tu ja.
-Zuza to jest Paweł, grupowy domku Hermesa. Paweł to
Zuza, wasza współlokatorka na jakiś czas.
-Cześć myślę,
że znajdzie się dla ciebie jakieś wolne miejsce, nie mówię o takich luksusach
jak łóżko, no ale... -uśmiechnął się do mnie złodziejskim uśmiechem.
-Ok. My już
idziemy, chciałbym przedstawić nową obozowiczkę reszcie.
-Kto by
pomyślał, że tak pilnie oprowadzasz nowego herosa po Obozie.
-Zamknij się.
-po czym zwiesił głowę. Mogłabym przysiąc, że Maks się zaczerwienił.
-A więc
zapraszamy po kolacji dziewczyno Maksa... yyy to znaczy Zuzanno.
Odwrócił się
na pięcie i pomaszerował w głąb domku, mrucząc coś pod nosem.
-Nie cierpię
go -powiedział Maks.
Wyszliśmy z
domku numer jedenaście i pomaszerowaliśmy do domku Apolla. Na pierwszy rzut oka
wydawało mi się, że jest wykonany ze złota, aż nie mogłam na niego patrzeć.
Weszliśmy do środka. Wnętrze nie było nadzwyczajne, kilkanaście łóżek ułożonych
obok siebie i panujący wszędzie bałagan.
-Maks?
-odezwał się dziewczęcy głos. -To ty?
-Tak
-odpowiedział.
Wtedy zza
drzwi wyszła blondynka z krótkimi falowanymi włosami i niebieskich oczach.
-To ta
dziewczyna, która zabiła mantikorę?
-Tak. Zuzanno
to moja siostra a zarazem grupowa domku, Kaja.
-O więc witaj
w Obozie Herosów. -podała mi rękę, którą uścisnęłam. -Wiesz co, podziwiam cię.
Żeby zaatakować mantikorę trzeba mieć wielką odwagę, tym bardziej zaatakować ją
niedługo po tym jak dowiedziałaś się kim jesteś.
-Dzięki.
-wykrztusiłam z siebie. Zauważyłam tylko, że ma sześć paciorków na rzemyku.
Porozmawialiśmy chwilę z Kają. Wydawała się
naprawdę miłą osobą. Razem z Maksem wyszłam, ponieważ zabrzmiał dzwonek, który
oznaczał, że najwyższa pora na ognisko. Poszliśmy na polanę pod lasem. Wokół
palącego się ogniska były ustawione dziesiątki ławek tworząc okrąg. Przy każdej
z nich wbity był sztandar ze znakiem każdego domku. Usiedliśmy na jednej z
ławek obok czarnego sztandaru z wielką złotą lirą. Za kilka minut zaczęli się
schodzić inni obozowicze, jedni siadali na
ławkach Aresa inni na Dionizosa. Na ławkę, którą zajmowałam razem z
Maksem dosiadło się kilka osób z jego domku, Kaja wraz z Kubą i Tomkiem usiedli
obok nas. Maks przedstawił mnie reszcie swojego rodzeństwa. Większość z nich
wyglądało bardzo podobnie do niego, niebieskie oczy, olśniewający uśmiech,
idealna opalenizna i blond włosy w różnych odcieniach. Widziałam jak niektórzy
z herosów pokazywali mnie palcami i coś szeptali do siebie, nie którzy się
uśmiechali. Kiedy wszyscy się zeszli zobaczyłam, że najwięcej herosów zasiada
na ławkach Hermesa i Hefajstosa.
Kilka ławek
pozostało pustych. Na polanę lekko chwiejnym krokiem wkroczył Pan D. Pstryknął
palcami i tuż za nim pojawił się wygodny fotel, pstryknął drugi raz i w ręku
pojawiła mu się puszka dietetycznej coli. Tuż za nim na polanę wskoczył Chejron swojej właściwej formie.
-Herosi! Czas
na kolację! Jednak zanim dorwiecie jedzenie, przedstawiam wam Zuzanne. -wskazał
na mnie ręką i gestem przywołał do siebie. Podeszłam. -Dopóki nie zostanie uznana będzie
mieszkała w domku Hermesa.
-Wątpię
Chejronie -odezwała się jedna z córek Aresa.
-Panno Bene,
jako nowy obozowicz musi zamieszkać w ...
-Chejronie
spójrz do góry.