sobota, 15 listopada 2014

Rozdział 2


Znowu się obudziłam, Maksa już nie było. Poczułam się na tyle dobrze żeby wstać . Podeszłam do lustra które było postawione po lewej stronie kominka. Gdy tylko do niego podeszłam krzyknęłam. Rozczochrany blondyn jak burza wparował do pokoju.

-Nic ci nie jest? -zapytał.

-Chyba jest. Mam problemy ze wzrokiem.

-Tak, dlaczego tak uważasz?

-Bo ja tak nie wyglądam! Nie mam czarnych włosów, morskich oczu, prostego nosa i nie jestem szczupła!

Chłopak uśmiechnął się i zamyślił. Zapewne nie wspominałam o moim wyglądzie. Kolor moich włosów był nie do określenia, zależał od tego jak padało światło, oczy miałam piwne, nos wyglądał jakby był złamany, na twarzy miałam piegi i nie należałam do najszczuplejszych, a tu co? Stanę przed lustrem i Bumm! Nagle jestem piękna i szczupła.

-Rzeczywiście nie wyglądałaś tak. -posłał w moją stronę jeszcze większy olśniewający uśmiech. -A jednak teraz tak wyglądasz.

-Zechcesz mnie oświecić w jaki sposób?

-Jak tylko wylądowaliście Chejron od razu mnie wezwał. Mówił, że oberwałaś od mantikory, którą zabiłaś. Zrobiłem co w mojej mocy żeby cie wyleczyć ale ten jad, w który te cholerne bestie wyposażyły się ostatnio jest ciężki do usunięcia. Dzięki bogom nasz cztero-kopytny mentor wpadł na pomysł żeby zanurzyć cię w morzu. Jak cię wyciągnęliśmy wyglądałaś już tak.

-Czekaj, czyli mnie okłamałeś?

-W jakim sensie? -byłam zaskoczona zdziwieniem w jego głosie.

-Tym, że to ty uratowałeś mi życie.

Lekko się zaczerwienił. Już otwierał usta żeby coś powiedzieć ale do pokoju wszedł Chejron a za nim jakiś mężczyzna, gdybym spotkała go na ulicy ominęłabym go szerokim łukiem. Był niskiego wzrostu około metra sześćdziesięciu, miał okrągłą twarz z czerwonym nosem, jakby wypił za dużo. Spod koszuli w panterę wystawał duży brzuch.

-Widzę, że nasza pogromczyni mantikor się obudziła -mówiąc to Chejron się uśmiechnął, po czym wskazał na mężczyznę -To jest nasz kierownik obozu Pan...

-Dionizos -powiedziałam. Pan wina skrzywił się.

-Pan D. -powiedział.

-Może pije pan jeszcze dietetyczną cole? -zaraz pożałowałam tych słów, popatrzył na mnie z urażoną miną jednak ona zaraz przerodziła się w złość.

-To jest Maks -powiedział szybko centaur. -Zapewne zdążyłaś go poznać.

-Tak -bogom niech będą dzięki za zmianę tematu.

-Nowa para kochanków w Obozie? -odparł z udawaną słodkością w głosie Pan D.

Maks zrobił się czerwony na twarzy i popatrzył na mnie wzrokiem wyrażającym jedno "litości...". Moja twarz zapewne nie wyglądała lepiej. Czułam dwa piekące rumieńce. Spojrzałam na nowego przyjaciela chcą zapytać "on tak zawsze?" ten tylko nieznacznie przytaknął. Cudownie! Jednak Dionizos to skończony idiota.

-Wyjaśnimy kilka spraw, a później pan Chase oprowadzi cię po obozie, o ile się zgodzi.

-Chejronie nie czekałbym tyle godzin gdybym nie chciał jej oprowadzić.

Powoli jego twarz wracała do naturalnego koloru, moja chyba też.

-Dopóki twój boski rodzic cię nie uzna, zamieszkasz w domku Hermesa -zaczął Chejron.

-Wszystkie twoje rzeczy trzymaj przy sobie i ustaw najlepiej drut kolczasty -dodał z uśmiechem Maks.

-Odrobina ostrożności nie zaszkodzi -zaśmiał się Chejron.

Rozmawialiśmy chyba trzydzieści minut. Dowiedziałam się tego co chyba najważniejsze. Dwa razy w tygodniu rozgrywana jest bitwa o sztandar, zapowiada się ciekawie. W Obozie jest trzynaście domków dla dwunastu olimpijczyków i Hadesa. Razem z Maksem wyszłam z dużego domu. Był to budynek z werandą, miał piwnice, parter i strych. Z zewnątrz był pomalowany na niebiesko. Dopiero teraz uderzył mnie zapach truskawek i malin, mniam... W powietrzu dało wyczuć się coś jeszcze, morze. Ten zapach działał na mnie kojąco. Nigdy nie miałam możliwości wyjazdu nad morze, mama sprytnie się od tego wymigiwała. Zawsze sądziłam, że do sprawa pieniędzy, ale po rozmowie zrozumiałam, że nie chodziło tylko o to. Gdybym pojechała nad morze potwory szybciej mogłyby mnie wyczuć. Przechadzałam się razem z Maksem po obozie wysłuchując różnych ciekawostek i żartów, po niektórych dostawał w nogę albo rękę. Poczułam, że przy tym chłopaku mogę zachowywać się swobodnie i mogę mu zaufać. Doszliśmy do wielkiej sosny przy łuku, który jest wejściem do obozu.

-To sosna Thali -jego głos spoważniał, wzrok się nachmurzył.

 -Thali córki Zeusa, która zginęła w obronie przyjaciół? -zapytałam.

-Nie do końca. Thalia rzeczywiście zginęła w obronie przyjaciół i była córką Zeusa. Nie zabił jej cyklop ani żaden inny potwór.

-Tylko?

-Hera. Zazdrosna stara wiedźma. Myśli, że może mieć Zeusa tylko dla siebie, ale ona jest naiwna.

Przytaknęłam głową. Niecałe pięć sekund po jego słowach z nieba zleciało pawie pióro i upadło między nas. To nie był chyba dobry znak, tym bardziej znak od Hery. Maks wypowiedział kilka przekleństw po staro grecku po czym zwrócił się w moją stronę.

-Przepraszam za mój język -po czym lekko się zarumienił.

-Nie przejmuj się -uśmiechnęłam się rozbawiona - klnę dużo gorzej.

-Podoba mi się to -uśmiechnął się szeroko - nie jesteś jak te od Afrodyty, panie miss świata, piękności i kultury.

Po czym oboje śmiejąc się schodziliśmy po zboczu w kierunku plaży zostawiając daleko za sobą pawie pióro.

-Nie podoba mi się ten "prezent" od pani niebios -powiedziałam będąc przy domku Aresa, z którego dobiegały dziesiątki przekleństw, rozkazów i krzyków.

-Mi też, te jej pawie pióra nigdy niczego dobrego nie przynoszą.

Usiedliśmy na mokrym piasku, wpatrywałam się w horyzont.

-W domkach Hadesa, Zeusa, Posejdona, Hery Artermidy nikt nie mieszka. -powiedział.

-Domek Hery jest honorowy prawda? -przytaknął.

Słońce chyliło się ku zachodowi. Niebo zrobiło się różowo-pomarańczowe, piękny widok.

-Zanim będzie ognisko przedstawię cię twoim tymczasowym współlokatorom.

Wstał otrzepując spodnie z piasku i podał mi rękę. Wstałam. Dopiero teraz dostrzegłam rzemyk, a na nim trzy paciorki.

-Jesteś trzy lata w Obozie?

-Tak, dokładnie wczoraj minął trzeci rok. Teraz chodź, ognisko za niecałą godzinę a ty nie znasz naszych obozowych błaznów. -jego twarz ozdobił wielki, szczery uśmiech.

Pomaszerowaliśmy do domku numer jedenaście.  Jest chyba najstarszym i najbardziej zużytym domkiem w Obozie. Mieszkają tu nie tylko dzieci Hermesa, ale także nie uznani herosi lub dzieci pomniejszych bogów. Domek zawsze jest pełen, a teraz trafiam tu ja.

-Zuza to jest Paweł, grupowy domku Hermesa. Paweł to Zuza, wasza współlokatorka na jakiś czas.

-Cześć myślę, że znajdzie się dla ciebie jakieś wolne miejsce, nie mówię o takich luksusach jak łóżko, no ale... -uśmiechnął się do mnie złodziejskim uśmiechem.

-Ok. My już idziemy, chciałbym przedstawić nową obozowiczkę reszcie.

-Kto by pomyślał, że tak pilnie oprowadzasz nowego herosa po Obozie.

-Zamknij się. -po czym zwiesił głowę. Mogłabym przysiąc, że Maks się zaczerwienił.

-A więc zapraszamy po kolacji dziewczyno Maksa... yyy to znaczy Zuzanno.

Odwrócił się na pięcie i pomaszerował w głąb domku, mrucząc coś pod nosem.

-Nie cierpię go -powiedział Maks.

Wyszliśmy z domku numer jedenaście i pomaszerowaliśmy do domku Apolla. Na pierwszy rzut oka wydawało mi się, że jest wykonany ze złota, aż nie mogłam na niego patrzeć. Weszliśmy do środka. Wnętrze nie było nadzwyczajne, kilkanaście łóżek ułożonych obok siebie i panujący wszędzie bałagan.

-Maks? -odezwał się dziewczęcy głos. -To ty?

-Tak -odpowiedział.

Wtedy zza drzwi wyszła blondynka z krótkimi falowanymi włosami i niebieskich oczach.

-To ta dziewczyna, która zabiła mantikorę?

-Tak. Zuzanno to moja siostra a zarazem grupowa domku, Kaja.

-O więc witaj w Obozie Herosów. -podała mi rękę, którą uścisnęłam. -Wiesz co, podziwiam cię. Żeby zaatakować mantikorę trzeba mieć wielką odwagę, tym bardziej zaatakować ją niedługo po tym jak dowiedziałaś się kim jesteś.

-Dzięki. -wykrztusiłam z siebie. Zauważyłam tylko, że ma sześć paciorków na rzemyku.

  Porozmawialiśmy chwilę z Kają. Wydawała się naprawdę miłą osobą. Razem z Maksem wyszłam, ponieważ zabrzmiał dzwonek, który oznaczał, że najwyższa pora na ognisko. Poszliśmy na polanę pod lasem. Wokół palącego się ogniska były ustawione dziesiątki ławek tworząc okrąg. Przy każdej z nich wbity był sztandar ze znakiem każdego domku. Usiedliśmy na jednej z ławek obok czarnego sztandaru z wielką złotą lirą. Za kilka minut zaczęli się schodzić inni obozowicze, jedni siadali  na ławkach Aresa inni na Dionizosa. Na ławkę, którą zajmowałam razem z Maksem dosiadło się kilka osób z jego domku, Kaja wraz z Kubą i Tomkiem usiedli obok nas. Maks przedstawił mnie reszcie swojego rodzeństwa. Większość z nich wyglądało bardzo podobnie do niego, niebieskie oczy, olśniewający uśmiech, idealna opalenizna i blond włosy w różnych odcieniach. Widziałam jak niektórzy z herosów pokazywali mnie palcami i coś szeptali do siebie, nie którzy się uśmiechali. Kiedy wszyscy się zeszli zobaczyłam, że najwięcej herosów zasiada na ławkach Hermesa i Hefajstosa.

Kilka ławek pozostało pustych. Na polanę lekko chwiejnym krokiem wkroczył Pan D. Pstryknął palcami i tuż za nim pojawił się wygodny fotel, pstryknął drugi raz i w ręku pojawiła mu się puszka dietetycznej coli. Tuż za nim na polanę wskoczył Chejron  swojej właściwej formie.

-Herosi! Czas na kolację! Jednak zanim dorwiecie jedzenie, przedstawiam wam Zuzanne. -wskazał na mnie ręką i gestem przywołał do siebie. Podeszłam. -Dopóki nie zostanie uznana będzie mieszkała w domku Hermesa.

-Wątpię Chejronie -odezwała się jedna z córek Aresa.

-Panno Bene, jako nowy obozowicz musi zamieszkać w ...

-Chejronie spójrz do góry.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz